Pełna wersja

W drogę "na stojąco"

2010-10-14 15:25

Wiele osób korzysta z usług prywatnych przewoźników. Wielu z nas każdego dnia podróżuje tzw. busami do szkoły, czy pracy. Wybieramy ten środek transportu, bo jest szybszy, a często i tańszy niż autobus. Bywa, że sami prosimy kierowcę, żeby nas zabrał, mimo braku wolnych miejsc. Wchodzimy, płacimy ale czy dojedziemy?

Wypadek, jaki miał miejsce w ostatni wtorek na Mazowszu udowodnił, że przepełnione busy mogą stanowić zagrożenie dla życia człowieka, a takich na trasach biegnących z i do Biłgoraja jest cała masa. To czy nasza podróż zakończy się szczęśliwie w dużym stopniu zależy od samych pasażerów.

Właściciele firm, jak również kierowcy nagminnie łamią zasady bezpiecznego przewozu osób. - Nie można powiedzieć, że przewożenie nadmiernej ilości osób w busie zdarza się często, bo to jest zjawisko regularne. Można wręcz powiedzieć, że taka jest zasada przewoźników, biorą tyle osób ile jest w stanie wejść do środka samochodu. Natomiast w momencie, gdy pojawia się kontrola drogowa policji, czy Inspekcji Transportu Ruchu Drogowego, wtedy pojazdy szybko doprowadzane są do "normalnego" stanu - powiedział w rozmowie z Gazetą Biłgorajską Mariusz Szabała, naczelnik Wydziału Inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Ruchu Drogowego w Lublinie.

- To co się dzieje w busach jest niewyobrażalne, często zdarza mi się jeździć "na stojąco", ale jakie mam wyjście? Muszę dojechać do pracy na konkretną godzinę, nie mogę więc czekać na następnego busa. Mam tylko nadzieję, że nigdy nic złego się nie stanie - mówi Katarzyna, która regularnie podróżuje na trasie Biłgoraj - Lublin.

W mieszczącym od kilkunastu do dwudziestu kilku osób samochodzie, często jedzie ilość ludzi znacznie przekraczająca normy. Rekordzista, jakiego WITRD złapał na terenie województwa lubelskiego, wiózł podwójną liczbę podróżnych, niż ta dopuszczalna, widniejąca w dowodzie rejestracyjnym pojazdu. W takiej sytuacji o nieszczęście naprawdę nie jest trudno. Przepełniony samochód jest znacznie cięższy, niż gdyby jechała nim dozwolona ilość osób, a to bardzo utrudnia manewrowanie auem. Jednak nie to jest najgorsze. W przypadku zderzenia z innym pojazdem, szanse na przeżycie osoby stojącej w "przejściu", trzymającej się zagłówka fotela, jest znikome. Większość z nas woli o tym nie myśleć, czas jest ważniejszy, nie można go marnować na czekanie na kolejnego busa, tym bardziej, że kolejny pewnie też będzie przepełniony.

O naszym bezpieczeństwie myślą za to kontrolujący te pojazdy. - Trzy tygodnie temu przeprowadzona została akcja pod nazwą "Bezpieczny pasażer - trzeźwy poranek". Niestety wypadła tak jak wszystkie inne, pierwsze dwa skontrolowane busy okazały się przepełnione, następne były już w porządku - stwierdził naczelnik Szabała. Dlaczego niestety? Pewnie ilość złapanych i przykładnie ukaranych kierowców byłaby znacznie większa, gdyby nie ich solidarność. Przekazują sobie informacje o prowadzonych kontrolach, przez co mandaty dostają tylko niektórzy z nich. Nie oznacza to, że są w stanie zupełnie uniknąć kary. Kontrole bowiem przeprowadzane są regularnie. - Staramy się, żeby kierowcy o nas nie zapomnieli. Już na najbliższy piątek planujemy przeprowadzenie akcji na tarsie Biłgoraj - Lublin. Mamy zamiar kontrolować busy, przede wszystkim pod kątem nadmiernej ilości osób - dodał Mariusz Szabała.

Gdy już przewoźnik zostanie złapany, za przewóz pasażerów w liczbie nie odpowiadającej ilości miejsc w samochodzie, grozi mu mandat w wysokości 100 zł. Kwota nie jest wygórowana, zwłaszcza w porównaniu z ceną biletu chociażby na wspomnianych odcinku drogi. Więc może opłaca się łamać przepisy? Należy tylko pamiętać, że to nie busy zabijają, a zły stan techniczny, nadmierna prędkość, czy brawura ich kierowców.

red.