O sytuacji w biłgorajskim szpitalu informowaliśmy naszych czytelników wielokrotnie, pisaliśmy o upadłości spółki Arion od wielu lat dzierżawiącej miejski szpital, czy wprowadzeniu syndyka masy upadłości.
Okazuje się, że problemów przybywa. O swoje postanowiły zawalczyć pielęgniarki. Chodzi m.in. o zwrócenie uwagi na niskie płace i opóźnienia w wypłacie zobowiązań. Nikt nie mówi o oficjalnym strajku, ale faktem jest, że wiele z nich wzięło zwolnienia lekarskie i nie przyszło do pracy. A że chodzi o ponad 20% pielęgniarek, pojawił się kłopot z zapewnieniem opieki na wszystkich oddziałach.
O sprawie został poinformowany wojewoda lubelski, który postanowił odnieść się do kwestii szpitala w Biłgoraju podczas dzisiejszej konferencji prasowej.
- W sprawie szpitala w Biłgoraju spotykaliśmy się już kilkakrotnie, i ze starostą, i z syndykiem, i z dyrektorem, by na bieżąco monitorować, jak wygląda sytuacja - mówił Przemysław Czarnek i dodał, że to wojewoda jest podmiotem, który rejestruje działalność leczniczą, ale też jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo mieszkańców, także to zdrowotne.
- Dzisiaj odbyłem spotkanie ze starostą biłgorajskim, dyrektorem szpitala i syndykiem masy upadłościowej. Jak docierają do nas informacje, ponad 20% zatrudnionych pielęgniarek przebywa na zwolnieniach lekarskich, co powoduje utrudnienia w działaniu szpitala. Póki co, te utrudnienia nie wpływają na tyle niekorzystnie na działalność szpitala, by podjemować jakiekolwiek inne ruchy, nie wpływają też niekorzystanie na finansowanie z Narodowego Funduszu Zdrowia, ale na bieżąco monitorujemy sytuację - mówił dalej wojewoda.
Zaznaczył też, że otrzymał zapewnienie od starosty biłgorajskiego, że organizowane jest w najbliższych dniach spotkanie z całą załogą, z udziałem również przedstawiciela NFZ, po to, żeby wyjaśnić zasady działania i współfinansowania szpitala.
- To są postulaty płacowe. Pielęgniarki żądają podwyżek. Podstawowe świadczenia rzeczywiście są niskie, natomiast pielęgniarki otrzymują dodatek, tzw. "zembalowe" i we wrześniu będzie to 1600 zł dodatku do wersji podstawowej. Nikt nie ma wątpliwości, że podwyżki są konieczne. Natomiast nie zrobi się tego w ten sposób, jak to w tym momencie funkcjonuje. Gdyby doszło do paraliżu funkcjonowania szpitala, to konsekwencje niestety są takie, że będzie to miało wpływ na wysokość ryczałtu płaconego przez NFZ w przyszłym roku. Jeśli ten ryczałt będzie mniejszy, to nie ma możliwości, żeby te podwyżki były. O tym, że muszą być wszyscy są przekonani, ale jednym sposobem na to jest wykonywanie świadczeń zakontraktowanych z NFZ. W tej chwili sytuacja jest pod kontrolą. Organizowane jest spotkanie z załogą, żeby wyjaśnić sytuację szpitala - podsumował wojewoda.