W swoim wystąpieniu członek Zarządu Województwa Lubelskiego mówił o sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się biłgorajski PKS. Stwierdził, że mimo, iż nie jest ona tak drastyczna jak np. sytuacja Przedsiębiorstwa w Zamościu czy Białej Podlaskiej nie da się uniknąć zmian. - To już ostatni moment na podjęcie działań - mówił Jacek Sobczak. - Mam nadzieję, że wypracujemy formułę funkcjonowania tego przedsiębiorstwa tak, by wszyscy byli zadowoleni, właściciel, pracodawca, jak i pracownicy. Nie można dopuścić do upadłości firmy. Myśmy nie po to przejmowali przedsiębiorstwa od skarbu państwa, żeby je przekazać syndykom masy upadłościowej. Chcemy je uzdrowić. Ale trzeba sobie jasno powiedzieć w budżecie województwa nie ma ani złotówki na zasilenie tego typu przedsiębiorstw. Wyzbądźmy się ułudy, bo nie będzie cudów. Dlatego oferuję Państwu pełną współpracę w zakresie naprawdę poważnych, ale dolegliwych i dramatycznych procesów ratunkowych.
Marszałek stwierdził, że nie istnieją wygodne rozwiązania, używając barwnej metafory powiedział: - Chałupa się pali i albo w niej wszyscy spłoniemy albo znaczna cześć pracowników się uratuje, a chałupa zostanie odbudowana.
A to, że zmiany są konieczne widać gołym okiem. Niezadowoleni pracownicy, którzy zarzucają pracodawcy m.in. łamanie praw pracowniczych, ogromne straty firmy, które przez ostatnie szesnaście miesięcy wyniosły blisko 1,6 mln. zł - na takich fundamentach nie da się zbudować nic dobrego. Jednak częścią restrukturyzacji PKS będą także zwolnienia pracowników. Ze 197 pracujących obecnie osób, pracę utrzyma ok. 150. - Związki rozumieją zasady ekonomii i nie będą się zapierać, żeby żadne zmiany nie zostały wprowadzone, ale te problemy powinny być rozwiązane ze związkami na zasadzie ustalenia pewnych kryteriów - powiedział Jan Szydełko, przewodniczący Koła NSZZ Solidarność.
Dodatkowo poważnym problemem biłgorajskiego PKS-u jest zła komunikacja pomiędzy pracownikami, a prezesem. Dlatego też załoga upatrywała szansę na dialog, w którym pośredniczyć miał Wicemarszałek.
- Związki, jako reprezentanci załogi, otrzymywały od pracowników pytania co do pewności funkcjonowania tego zakładu, ponieważ nie ma dobrych i zdrowych relacji między prezesem, zarządem a związkami, ta relacja jest wymuszana - dodał Szydełko.
Jacek Patro, prezes PKS, zapewnił jednak, że w lutym odbyły się dwa spotkania z pracownikami. Stwierdził także, że kolejne już są w planach. Do tych trudnych relacji odniósł się także w swoim wystąpieniu Wicemarszałek Sobczuk. Powiedział, że to właśnie ze złych relacji, tam gdzie nie ma odpowiedniego porozumienia, rodzi się najwięcej problemów.
- Stoimy wszyscy przy ścianie, my jako Zarząd Województwa nie damy ani złotówki, a waszym nadrzędnym zadaniem jest uratowanie 150-osobowego przedsiębiorstwa. W związku z tym jest tylko jedna metoda, trzeba prowadzić dialog na jasnych zasadach - podsumował Jacek Sobczuk.
Częścią spotkania była także dyskusja z przedstawicielami załogi. Czy wniosło ono nową jakość w funkcjonowanie przedsiębiorstwa? Jak oceniają je pracownicy PKS?
- Na pewno to spotkanie coś dało, coś wyjaśniło, każda rozmowa przybliża do rozwiązanie problemu, jednak spotkanie było inspirowane przez Związki Zawodowe, i uważaliśmy, że Marszałek znajdzie dla nas czas, ale okazało się, że spotkanie przybrało formę wiecową. Marszałek nie pozwalał odnieść się do meritum problemu - powiedział Jan Szydełko, przewodniczący Koła NSZZ Solidarność. - Nie jesteśmy zadowoleni z tego spotkania, odbyło się nie w takiej formie jakiej oczekiwały związki. To był kolejny krok zastraszania pracowników przez organ założycielski - uznał Jan Kiszka, przewodniczący Związku Zawodowego Kierowców. Nieco lepiej ocenił piątkowe spotkanie Tadeusz Michalski, przewodniczący NSZZ Pracowników PKS. - Ta wizyta była bardzo potrzebna. Marszałek dużo nam wyjaśnił, m.in. powiedział jaka jest obecna sytuacja przedsiębiorstwa i co nas czeka w najbliższej przyszłości.