Pełna wersja

Burmistrz o aktualnej sytuacji w kraju

2021-10-30 08:21

"Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto." - tymi słowami Władysława Bartoszewskiego burmistrz Biłgoraja rozpoczął swój wpis na portalu społecznościowym. Poruszył wiele aktualnych spraw dotyczących polityki krajowej, ale też europejskiej, jak również spraw społecznych.

W 1990 roku po raz pierwszy wyjechałem "na Zachód", do włoskiego miasteczka Caldonazzo, do pracy w charakterze ratownika, na obozie wypoczynkowym dla dzieci z Wiosek Dziecięcych SOS z całej Europy. Na granicy czesko - austriackiej kontrolowano wyłącznie samochody z polskimi tablicami rejestracyjnymi. Oczywiście celnicy zatrzymali również mnie, ale gdy zorientowali się, że mówię po niemiecku, nie kazali mi wyjmować całego bagażu i pozwolili jechać dalej. Po 22 godzinach jazdy, oczywiście bez noclegu, bo na nocleg za granicą nie było mnie stać, dotarłem wreszcie na miejsce. Zameldowałem się u kierownika obozu, który wskazał mi zakwaterowanie. W namiocie odpoczywało kilku chłopaków, ratowników wodnych pracujących na obozie. Przywitali się ze mną i pozamykali na kłódki metalowe szafy na ubrania i rzeczy osobiste. Zrobiło mi się trochę głupio. Zrozumiałem, że taki jest niestety wizerunek Polaka za granicą - Polak to złodziej. Następnego dnia, kilku moich rodaków, również pracujących we Włoszech, mocno zaprawionych alkoholem, przeszło klnąc bez przerwy przez molo. Idąc popychali i wrzucali do wody dzieci, na końcu molo oddali "brawurowy" skok na główkę, a raczej na "dechę", "rozpaczliwcem" przepłynęli kilkanaście metrów i spełnieni, wręcz dumni wrócili na brzeg. Wszyscy, w tym dzieci patrzyli na nich z zażenowaniem, a nawet obrzydzeniem. No tak - Polak to pijak. Znowu zrobiło mi się i głupio i przykro.

Na szczęście później było już tylko lepiej i nikt nie zamykał przede mną szaf.

Kiedy 25 lat później jechałem, tym razem w celach wypoczynkowych "na Zachód" nikt mnie już nie kontrolował na granicach. W zasadzie to nie zawsze wiedziałem kiedy przekraczałem granicę. Wizerunek Polaka też uległ zmianie. Z dumą przyznawałem się, że jestem Polakiem, pochodzę z kraju, który obalił w Europie socjalizm, który przyczynił się również do upadku muru berlińskiego i zjednoczenia Niemiec, kraju miłującego wolność i demokrację, kraju, który "wrócił" do Europy. Ta zaś przyjęła go z otwartymi rękami, pomogła i nadal pomaga " stanąć mu znowu na nogi".

Tak jak w latach 70 - tych ubiegłego wieku mało kto wierzył w upadek socjalizmu i to że Polska może być krajem wolnym i demokratycznym, tak po roku 1990 nikt chyba nie wierzył, że mogą wrócić czasy, kiedy władza zechce podnieść rękę na Konstytucję, na Trybunał Konstytucyjny, wolne i niezależne sądy, że może chcieć zawłaszczyć wszystkie zdobycze demokracji, korumpować polityków, łamać ludzkie sumienia, zawłaszczać spółki skarbu państwa, wypłacać swoim nominatom horrendalne wynagrodzenia i odprawy, niszczyć samorządność, a przy tym wszystkim perfidnie wykorzystywać do swoich celów Kościół Katolicki i wiarę prostych ludzi. Jest mi wstyd, że w moim kraju od ponad roku nie może orzekać sędzia, tylko dlatego, że odważył się mieć swoje zdanie i wydać wyrok wprawdzie w zgodzie z własnym sumieniem, ale niestety nie po myśli rządzącej partii, że nie dopuszcza się do orzekania w Trybunale poprawnie wyłonionych sędziów, a na ich miejsce Prezydent zaprzysięga sędziów "dublerów", że w tymże Trybunale orzeka prokurator stanu wojennego i była posłanka, która flagę Unii Europejskiej nazywała "zwykłą szmatą".

Jest mi wstyd, że polityk belgijski przypomina dzisiaj polskiemu premierowi (z wykształcenia historykowi), co było przyczyną rozbiorów państwa polskiego. Nie mogę pojąć, że Polska zamiast wykorzystywać dziejową szansę na szybki rozwój, zamiast troszczyć się o zagwarantowanie trwałego pokoju, walczy dziś z całą Unią Europejską, a jej premier wypowiada mało przemyślane słowa o jakiejś trzeciej wojnie światowej.

Piekielnie mi wstyd, że władze kraju, w którym każdy zna przysłowie "Gość w dom, Bóg w dom" odsyłają na granicę, na mróz i deszcz wygłodzone i przemarznięte dzieci, że z głodu i wychłodzenia umierają niewinni ludzie, a mój kraj chce się od nich odgrodzić murem za 1,5 miliarda złotych. Wstyd mi, że mój kościół nie przypomina dobitnie słów ewangelii wg Św. Mateusza, która nakazuje nakarmić głodnego, napoić spragnionego, przygarnąć potrzebującego pomocy i nie dopuszcza stosowania "push back'u". Jest mi wstyd, że dyrektor radia - mianującego się radiem katolickim - dziękuje hodowcy norek za sponsoring tegoż medium i nie przeszkadza mu, że pieniądze te pochodzą ze znęcania się nad niewinnymi zwierzętami (bo jakże inaczej nazwać trzymanie zwierzęcia w klatce, po to by je na koniec brutalnie zabić i obedrzeć ze skóry), że usprawiedliwia niecne czyny biskupa pedofila, bo przecież każdy ulega pokusie…. Nie mogę zrozumieć, że kolejny Papież nie może zrobić porządku z radiem głoszącym nienawiść do drugiego człowieka, radiem, które wyciąga rękę po ostatni grosz do starych, schorowanych ludzi, którym niejednokrotnie nie wystarcza na jedzenie czy leki. Jakże mi wstyd, że katolicki arcybiskup zamiast głosić ewangelię miłości, ostrzega przed jakąś wyimaginowaną "tęczową zarazą", odrzucając i potępiając tym samym znaczną część naszego społeczeństwa, w tym osoby należące do tego samego co on kościoła. Jak ma dzisiaj żyć młody człowiek? Na kim ma się oprzeć, z kogo czerpać wzór do naśladowania?

Jak nauczyć go miłości do Ojczyzny, szacunku i zaufania do Kościoła, szacunku do rządu czy głowy państwa? Jak przekonać go, że "warto być przyzwoitym……"?

Janusz Rosłan

red.