Pełna wersja

Tam za rogiem spadł samolot

2010-04-11 19:36

Tytus de Zoo chciał się kiedyś z kolegami dostać do kina na western "Strzały znikąd". Niestety duże zainteresowanie filmem skutkowało ogromniastym ogonkiem przed kinem. Nasz komiksowy spindoktor zakrzyknął więc "Ludzie, tam za rogiem spadł samolot" i kolejka prysła jak bańka obietnic wyborczych co najmniej.

To co przed chwilą napisałem nie ma (chyba) absolutnie żadnego związku z ostatnimi wydarzeniami. W trakcie przesłuchań ministra od sportu "słońce Kaszub" ogłosiło, że kandydować nie będzie. Wszystkie polskojęzyczne przekaziory zachwycać się więc wzięły, ach cóż za bohaterskie lądowanie. Jakiż heroiczny jest "nasz" pierwszy minister, że też on się nie bał odejść z wyścigu pomimo wygranej. Widać, że dojrzał to już nie mężyk, ale mąż stanu. A do tego jakiż mądry nawet. I dba o ludzi, no przynajmniej o pewnych dziennikarzów, no i nie muszą biedne żuczki pisać nowego panegiryku o jego świetlanych planach, bo przecież mogą przedrukować to, co pisali lat temu dwa. Przecież propozycje, ba plan cały identyczny.
Myślę, że mogę być wyrazicielem większości i jako pierwszy rzucam hasło: "Dajcie rudemu jakąś nagrodę". Co kraj to obyczaj, co pozycja to i nagroda odpowiadająca. Tak więc jeśli Obama dostał Nobla, dla Miedwiediewa niech będzie Oskar za rolę drugoplanową. A cóż my możemy dać jako "brzydka panna Europy" - jak mawiał Bartoszewski (mało co profesor)? Może wykopmy mu kopiec. Tak dobrze mówię wykopmy. W końcu Kościuszko żył dyrdymałami o niepodległej Ojczyźnie. Pragmatyzm nie pozwala nam na takie fanaberie, a poza tym wyjdzie taniej, i nowocześniej. Nowocześnie jest przecież kochać inaczej, więc będzie wysoki inaczej. Taniej, bo w końcu nigdzie się nam nie śpieszy, więc prace społeczne odłóżmy na później. Teraz są ważniejsze sprawy.
Bo czyż nie ważniejsze jest rozstrzygnięcie, kogo nam naznaczy na prezydenta ten, co ma usta słodsze od malin (przepraszam, to był Wisarionowicz) to znaczy ten, co ma usta słodsze od "cukłu łafinowanego". Ach, wskaże może na Bronka, a może na Radzia, a może na kogoś z ludu jak Rysio czy Grzesio. Należy przecież po chrześcijańsku, ba po ewangelicku nawet wybaczać i prosty lud o tym wie. Świadczy o pieśń jaką kiedyś usłyszałem, jadąc z Biłgoraja do Zamościa: "Leciał pies bez pole, suka bez buraki, byłabym dziewicą, żeby nie chłopaki". Dziennikarzowie za to będą teraz zagadkę mieli. Nie chodzi o pannę bez wianka, raczej o buraki chyba w cepeliasongu, jakiż to mógł być gatunek? Czy suka z pieśni ludowej to leonberger czy po prostu "Nyska" z wkładem ludzkim. A przede wszystkim czy ten groźny pies to czy, aby pitbull nie jest, znaczy skrzyżowanie pudla z buldogiem. No bo wtedy wiemy na postronku jakich sił taki stwór reakcyjny chodzi.
Swego czasu Stefan Kisielewski opowiadał jak to razem z tłumem warszawiaków szedł, żeby posłuchać przemówienia Gomułki na placu w 1956 roku i spotkał był po drodze znajomego, który szedł w absolutnie przeciwnym kierunku. Spytał więc: - Co ty, nie idziesz posłuchać? A znajomy na to. - Nie, na brydża idę, tam przynajmniej wiem, kto karty rozdaje. Takoż i ja czekam na partyjkę jesienną i do wyborczego kina kolejki nie opuszczam. Mam cichą nadzieje, że western będzie się w środkach masowego przymusu nazywał "Głosy znikąd". W przeciwnym razie należy się przyzwyczajać do kolejek raczej.

Szymon Śpiący