Pełna wersja

Życie w cieniu doskonałości

2010-04-11 22:25

"Hans Kloss… nikogo się nie boi, z niebezpieczeństwa drwi, bez trudu przejdzie nawet przez zamknięte drzwi. Jest silny i odważny, tylko złych ludzi bije, nie pali papierosów i wódki nie pije" - tak mówiła pewna punkowa piosenka. Czy dziś są jeszcze bohaterowie, którzy roznieciliby iskrę poezji w gardłach młodzieży?

W życiu osobistym oraz społecznym ważną rolę odgrywają bohaterowie. Niestety większość herosów i heroin nijak nie przystaje do naszego skromnego wyobrażenia o osobistej roli. Konkretnie, jeżeli nawet jesteś oficerem i do tego blondynem i lubujesz się w golonkach i schabowych, to los cię rzuca do Reichu, a tam jak wiadomo kobieca uroda jest tak rzadka, że oglądając ichnią wersję "Brzyduli" nie wiesz, czy zbliża się koniec serialu. Z kobietami nie lepiej, Pola Raksa nigdy nie miała "trudnych dni" a Janek Kos nie zamieniał się w Tureckiego z kabaretu Olgi Lipińskiej.
Lata siedemdziesiąte przyniosły nam nowy typ bohatera, który przebrnął dzielnie przez końcówkę PRL. Porucznik Borewicz, ten to potrafił.
Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte pokazywały nam powtórki z wcześniejszych dekad i dopiero ostatnie czasy wypracowały nowy rodzaj bohatera. Nie liczy się jak wyglądasz, czy w ogóle potrafisz cokolwiek, masz być po prostu spontaniczny oraz lekko szalony. To, co było, nie jest "jazzy". Doświadczyła tego podejścia żona znajomego. Otóż wrócił on wcześniej z delegacji, zajrzał do szafy, pod łóżko, ba, do łazienki i na balkon nawet i stwierdził: "Starzejesz się kochanie".
Niestety mimo tego, że czasy są dziwne, mam wrażenie, iż wraca moda na zwykłych bohaterów. Takich, którzy podobni są do zwykłych ludzi. Kiedyś herosi byli bliżsi rzeczywistości. Porównajmy sobie kłopoty Hansa z Brunerem, które praktycznie nie kończyły się nigdy mordobiciem, i dajmy na to, proste dialogi z murzyńskich filmów akcji. Albo weźmy Edytę Lausch, która "konsumpcję" związku z J-23 potrafiła zagrać gaszeniem lampki nocnej. Teraz żeby pokazać, że jest się kobietą pożądaną należy skończyć krótki kurs ekwilibrystyki i udowodnić, że rura w czołgu też nadawałaby się do tańca go-go.
Marudzę dziś troszkę, ale to chyba przez to, że przypomniały mi się zimy z dzieciństwa i to tak wczesnego, że jeszcze żył Elvis, a knajpa pod Łabędziem miała swoje pierwsze dobre dni. A przede wszystkim dlatego, że już niedługo wiosna i o ile będzie tak ładna jak kiedyś bywały, to jestem w stanie uwierzyć, że może być jednak jako tako w przyszłości. Taka prosta nostalgia. Choć jednak po namyśle stwierdzam, że kiedyś nostalgia też bywała lepsza.

Stanisław Somnik