Na spotkaniu zorganizowanym w Przedszkolu Samorządowym Nr 1 w Biłgoraju stawili się: dyrektor placówki Małgorzata Kozera, burmistrz Janusz Rosłan, jego zastępca Michał Dec, inspektor ds. oświaty w UM Anna Florkiewicz, Ewa Bździuch, główna księgowa obsługi finansowej obiektów oświatowych, Andrzej Antolak przewodniczący nauczycielskiej Solidarności oraz poseł Piotr Szeliga. Z drugiej strony barykady byli za to rodzice dzieci z miejskich przedszkoli, oraz nauczyciele zatrudnieni w placówkach, których organem prowadzącym jest miasto.
Od samego początku atmosfera była bardzo napięta, dyskusja gorąca, a każda kolejna minuta wcale nie przybliżała do kompromisu.
- Czujemy, że powinniśmy mieć udział w podejmowaniu decyzji, które dotyczą naszych dzieci - mówiła przewodnicząca Rady Rodziców.
- Dziesiąty rok postępowanie prowadzone jest w podobnej formie, spotykamy się z dyrektorami placówek. Opracowują oni arkusze organizacyjne, które ja po konsultacjach zatwierdzam - odpowiadał burmistrz Janusz Rosłan.
Rodzice zarzucali burmistrzowi, że wydane przez niego rozporządzenie jest utajnione i nie wiedzą jak będzie wyglądał kolejny rok w przedszkolach samorządowych. W odpowiedzi wice burmistrz Michał Dec obiecał, że w czwartkowy poranek całość dokumentu będzie dostępna na stronie Biuletynu Informacji Publicznej, po to by każdy zainteresowany mógł się z nim zapoznać.
Ale to był jedynie wstęp do wypełnionej emocjami dyskusji dotyczącej sytuacji w miejskich przedszkolach, która wg rodziców już od września znacznie się pogorszy. Przede wszystkim dlatego, że mniejsza ilość przedszkolanek i osób do pomocy spowoduje brak gwarancji bezpieczeństwa dziecka podczas pobytu w przedszkolu. A zwolnienia rzeczywiście będą miały miejsce.
- Z dziewięciu etatów woźnych pozostanie jedynie 2,5 etatu, redukcja obejmie także etaty pedagogiczne, a to nie pozwoli mi na zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom. Konieczne będą więc rozmowy z burmistrzem, ale te zechcę przeprowadzić, jak zakończy się rekrutacja i będę wiedziała ile dzieci będę miała w przyszłym roku - powiedziała Małgorzata Kozera, dyrektor Samorządowego Przedszkola Nr 1 w Biłgoraju.
Do końca maja część pracowników otrzyma wypowiedzenia. Jednak ja zaznaczył burmistrz Rosłan, pozostanie minimalna ilość osób niezbędnych do zagwarantowania bezpieczeństwa najmłodszym.
Zwolnienia wynikają ze zmiany obowiązujących przepisów, zgodnie z którymi rodzice płacą jedynie za godziny, które ich dziecko spędza w przedszkolu, przy czym zadeklarowana ilość godzin wcale nie jest tożsama z faktyczną, a to rodzi olbrzymie komplikacje. Jeśli rodzic uzna, że maluch powinien zostać na 8 godzin dziennie (czyli zapłaci za dodatkowe trzy godz. poza podstawą programową), władze miasta mają obowiązek utrzymania ilości nauczycieli, którzy zapewnią opiekę właśnie w tym czasie. Niestety, jak to często bywa, teoria znacznie różni się od praktyki. Doświadczenie z obecnego roku pokazało, że rodzice jeśli tylko mają taką możliwość - oszczędzają, zabierając pzrdszkolaka wcześniej niż zadeklarowali. Tym samym do budżetu miasta nie wpływa wystarczająca kwota potrzebna na funkcjonowanie przedszkoli, miesięcznie brakuje ok. 40 tys. zł. Konieczne są więc zmiany, bo: - Miasta nie stać na przekazywanie coraz większych środków na funkcjonowanie oświaty - mówił Rosłan.
Oszczędności to oczywiście zwolnienia kadry zarówno nauczycielskiej jak i obsługi, wynikające z mniejszej ilości godzin przypadających na każdą z grup.
- Wcześniej na grupę przypadało nawet 10 godzin, obecnie średnia to 8 godzin, w przyszłym roku ma być jedynie 6 - mówiła dyrektor Kozera. Na taki pomysł nie chcą się zgodzić rodzice, który przedstawili szereg argumentów za koniecznością utrzymania status qou.
- To wy zwolniliście nauczycieli, zabierając dzieci wcześniej niż zadeklarowaliście. Wspólnie ustaliliśmy, że każda dodatkowa godzina ponad podstawę programową będzie kosztowała 2 zł. Jeśli wywiązalibyście się z umowy to do budżetu miasta wpływałaby wystarczająca kwota na pokrycie kosztów funkcjonowania przedszkoli, ale jak się okazało każdego miesiąca wpływa kilkadziesiąt tys. zł mniej - mówił do zgromadzonych rodziców burmistrz Rosłan, a Ci przyznali się do błędu i zaproponowali podniesienie stawki nawet o 50 gr za godzinę lub konsekwencje w przypadku niewywiązania się z deklaracji godzinowych. - Nie ma takiej możliwości - odpowiadał burmistrz. Podniesienie stawki musi odbyć się za pośrednictwem Rady Miasta, a do płacenia nie można nikogo zmusić, bo tak stanowi ustawa. Innym pomysłem na poprawę sytuacji finansowej przedszkoli było przekazywane dobrowolnej dotacji na daną placówkę.
- Czy jest możliwe utrzymanie obecnego stanu? - nie dawali za wygraną rodzice. - My Panu zaufaliśmy, wybraliśmy Pana - mówili dalej.
Włodarz miasta stwierdził, że jego stanowisko nie ulegnie zmianie, a wycofanie wypowiedzeń może nastąpić jedynie w przypadku, gdy w najbliższych miesiącach rodzice wywiążą się z umowy i zaczną płacić za zadeklarowane 8 godzin (obecnie wiele osób zabiera swoje dziecku tuż po zakończeniu bezpłatnej podstawy programowej).
Poseł Piotr Szeliga uznał za to, że z kolejnymi rozmowami należy wstrzymać się do zakończenia zapisów, bo dopiero wtedy będzie wiadome ile dzieci będzie uczęszczało do konkretnej placówki oraz na jak długo rodzice zechcą pozostawić swoje dziecko w przedszkolu.
Na zakończenie Janusz Rosłan zaproponował, by dalsze rozmowy były prowadzone w węższym gronie, czyli z udziałem jedynie przedstawicieli rodziców, zaprosił ich do Urzędu Miasta, by tam dyskutować nad problemami miejskich przedszkoli. - Dziękujemy za spotkanie i zaproszenia, a do konsensusu dojdziemy prawdopodbnie po 30 marca - podsumowała przewodnicząca Rady Rodziców.