Kapitan Krzysztof Dzido lata już od 25 lat, spędził w powietrzu prawie 4000 godzin i wykonał ponad 5000 startów i lądowań. Gdy dowiedział się, że to właśnie on będzie pilotował samolot z Prezydencką Parą, towarzyszyły mu różne myśli - Od razu zaczęły działać emocje. Dzień przed planowanym startem przebazowałem samolot z Krakowa do Warszawy. Wybuch wulkanu na Islandii spowodował zamknięcie części przestrzeni powietrznej nad Polską, to też potęgowało wzrost adrenaliny i niepewności wykonywanego lotu. W dniu startu pogoda była świetna, brak chmur, widoczność bardzo dobra. W normalnych okolicznościach byłby to lot rekreacyjno-widokowy, ale nie w tym dniu - mówi kpt. Krzysztof Dzido. Prezydencką Parę na lotnisku w Warszawie pożegnała najbliższa rodzina i współpracownicy. Nie było żadnych przemówień. Trumny przeniesiono na pokład wojskowego samolotu CASA przy dźwiękach żałobnych melodii Orkiestry Marynarki Wojennej. - Kołowałem powoli, jak przystało na "ostatnią podróż", byliśmy jedynym samolotem, który poruszał się po Okęciu. Po w kołowaniu na pas startowy zauważyłem, jak pojazdy straży pożarnej, straży granicznej, obsługi lotniska i inne stały jako asysta wzdłuż drogi startowej. Gdy byłem już na pasie startowym i otrzymałem zgodę na start powoli zwiększałem moc silników, chciałem aby ten start był wykonany z godnością. Delikatnie podniosłem przednie kółko i gdy samolot unosił się w powietrzu i podwozie zaczęło się chować, dotarło do mnie, że główni pasażerowie tego samolotu, nigdy już tu nie wrócą. Wtedy to zrodził się pomysł pomachania i od razu to zrobiłem - relacjonuje pan kapitan. Wyjaśnia także, że znak przechylania samolotu ze skrzydła na skrzydło był wykonywany przez pilotów od dawna, gdy chcieli się z kimś przywitać lub pożegnać. - Tym lotniczym gestem chciałem powiedzieć "żegnaj Warszawo".
Nie miałem pojęcia, że cały ten start jest filmowany i wywoła tak wielkie emocje. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy wróciłem do domu i przeczytałem komentarze na różnych forach internetowych - dodaje.
Kpt. Krzysztof Dzido ukończył w Biłgoraju szkołę podstawową i średnią. - Mam wspaniałych rodziców i siostrę, to dzięki nim mogę ten okres wspominać z przyjemnością i wielką radością. Czasy liceum to cudowne chwile, do tej pory mam kontakt z kolegami i koleżankami. Trochę rozrabialiśmy, z nauką też było różnie, jak to w okresie dorastania - wspomina pan kapitan.
Po zdanej maturze rozpoczął przygodę z lataniem. Choć do ostatnich chwil w liceum nie był zdecydowany na wybór drogi życiowej - Pewnego razu mój serdeczny kolega Piotr Nowacki, z którym znamy się od dziecka powiedział "… mały przyjdź do Dęblina na WOSL to sobie polatamy…" i od tego wszystko się zaczęło. Wtedy to nawet nie wiedziałem co to za skrót, a to była Wyższa Oficerska Szkoła Lotnicza, którą ukończyłem w 1989 roku, a następnie trafiłem do Krakowa do 13 Pułku, a obecnie 13 Eskadry Lotnictwa Transportowego - jedynej takiej jednostki wojskowej w Polsce - mówi kpt. Dzido. Pierwsze loty to Zlin-42, w Dęblinie latał na TS-11 Iskra, potem w Krakowie An-2 i An-26, a obecnie na samolocie C-295M.