"Obserwująca do jakiego czasu wypowiedzi księży i hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce w sprawie pedofilii odnosi się wrażenie jakby stracili instynkt samozachowawczy. Ich mowa nie jest już - tak tak, nie nie - tylko ale. Zatracili się w obronie takich postaw, które są de facto nie do obrony. Sprawa pedofilii wraca do nas jak bumerang, ale nie za sprawą pojawiających się nowych przypadków nagłaśnianych przez dziennikarzy tylko za sprawą księży i hierarchów chcących podzielić się z nami swym wysublimowanym podejściem do tematu. Jeśli słowa biskupa Pieronka łączące pedofilię z "namiętnością", słowa arcybiskupa Michalika o lgnących dzieciach uznać nawet na siłę za lapsus językowy, to za co trzeba uznać wywiad księdza Bochyńskiego o wchodzących do łóżka 10-letnich dzieciach. Pozostaje już tylko jawne przejęzyczenie. Gdzie jak gdzie, ale w Kościele powinien być wyraźny podział na to, kto jest ofiarą, a kto katem. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, w ramach którego ofiara staje się współodpowiedzialna za czyny oprawcy. W ten sposób zacierają się granice pomiędzy dobrem a złem, podstawowymi wartościami chrześcijaństwa. Dlaczego wina według prawicowych polityków i katolickich publicystów leży zawsze po stronie nierzetelnych, stronniczych i atakujących bezpardonowo mediów, feministek, rozwodników, gender oraz oczywiście wiernych, którzy kolejny już raz w sposób niewłaściwy pojmują światłą myśl hierarchy? Relatywizowanie nawet pojedynczych niewłaściwych zachowań doprowadza do utraty zaufania i odbiera hierarchii kościelnej mandat do bycia tak przewodnikami duchowymi, jak i drogowskazami moralności. Może zabrzmi to przewrotnie, ale jeśli nie czujemy dla hierarchów
nieco wdzięczności za to, co mówią, winniśmy im sporo wdzięczności za to, czego nam oszczędzają. I na koniec parafrazując klasyka najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski nie będzie ZChN, tylko bezrefleksyjni "obrońcy", księżą i hierarchia Kościoła katolickiego w Polsce".
Tomasz Bednarz