Pełna wersja

Rób swoje i walcz o marzenia

2014-08-12 09:30

O poczÄ…tkach, rewolucjach w zespole, wystÄ™pie telewizyjnym i wiernych fankach opowiedziaÅ‚ nam Kuba Czaplay Czaplejewicz - doskonaÅ‚y puzonista oraz czÅ‚onek zespoÅ‚u ENEJ.

bilgorajska.pl - Zespół Enej to młody zespół z ogromnym dorobkiem. Ale chyba nie od początku byliście tym kim jesteście teraz. Jak zaczęła się wasza muzyczna przygoda ?

Kuba Czaplay Czaplejewicz - Zabawa w zespół Enej" zaczęła się w 2002 roku w Olsztynie. Takim pierwszym miejscem, w którym się zebraliśmy była stadnina taty menadżera, tak zwane ranczo. Mieliśmy tam możliwość pograć, pomuzykować. Wtedy było to inne granie - bardziej folkowe, na trzy akordeony i jeden bęben, w ogóle nie przypominające tego, co dzisiaj robi zespół Enej. Z upływem lat to się zmieniło. Warto zaznaczyć, że Lolek - wokalista miał wtedy 14 lat, było to wszystko jeszcze nieprofesjonalne. Później do zespołu zaczęły dochodzić kolejne osoby: Mynio w 2006 roku, później sekcja dęta. I tak od słowa do czynu udało się w 2009 wydać pierwszą płytę, co 2 lata kolejną i kolejną...

- Czyli w takim składzie jaki jest dzisiaj jesteście od?

- W składzie obecnym jesteśmy od pół roku, dlatego że doszedł nowy członek. Pewna roszada miała miejsce. Nasz perkusista Bolek zmienił zestaw perkusyjny na przeszkadzajki, perkusjonalia i od tego sezonu gramy w powiększonym składzie o Kornela, który jest z nami od pół roku. To jest nasz najświeższy nabytek.

- Wczoraj mieliście koncert w Janowie Lubelskiem. Natomiast na Roztoczu jako zespół jesteście pierwszy raz?

- W okolicach Biłgoraja chyba jesteśmy pierwszy raz. Pamiętam, że w tamtym roku byliśmy w Zamościu na imprezie "Lato z Radiem", był to bardzo fajny koncert z zespołem "Perfect".

- Czyli rzadko zaglądacie w tutejsze strony. Najczęściej porywa Was centrum Polski?

- Właśnie nie. O dziwo najwięcej koncertów gramy na południu - na Śląsku. Tam duże miasta oddalone są od siebie o jakieś 20 km i to zdecydowanie dużo nam ułatwia. Można w jeden weekend grać jeden rejon, województwo czy powiat. Na północy niestety najmniej, a mielibyśmy najbliżej do domu.

- Każdy koncert wymaga ogromnego wysiłku. Ile udało się wam ich zagrać w ciągu jednego dnia?

- Raz nam się zdarzyło zagrać dwa koncerty w jeden dzień. Po tym doświadczeniu wiemy, że nie był to dobry pomysł. Od tamtej pory nie dopuszczamy do takich sytuacji, ponieważ wolimy włożyć sto procent energii i zaangażowania w produkcję jednego koncertu. Wiemy, że inaczej musielibyśmy szybko się składać, nie mielibyśmy czasu wyjść po koncercie do ludzi, robić zdjęcia i rozdawać autografy. Musielibyśmy szybko pędzić w drugie miejsce. Jest to po pierwsze bardzo trudne do wykonania technicznie i najzwyczajniej w świecie męczące zagrać dwa koncerty na sto procent. Nie chcemy, żeby ludzie mogli być na dwóch koncertach w ciągu dnia i powiedzieć, że na jednym daliśmy z siebie wszystko a na drugim tylko siedemdziesiąt procent. Jesteśmy zespołem, artystami, a nie maszynką czy fabryką.

- Jesteście zwycięzcami "Must Be The Music", po występie w telewizji wasza kariera nabrała zawrotnego tempa. Jak oceniacie przydatność takich programów? Jesteście zadowoleni, że mogliście w nim uczestniczyć, czy wręcz przeciwnie?

- Mocno baliśmy się występu w programie, mieliśmy mieszane uczucia, a także głosy w zespole były podzielone na pół. Wcześniej udało nam się wystąpić na dużej scenie Przystanku Woodstock i baliśmy się, że publika która zaufała nam w jakiś sposób, nie będzie tą decyzją zachwycona. Obawialiśmy się, że stracimy ludzi, o których już jakiś czas walczyliśmy. To były obawy przed przystąpieniem do programu. Wspólnie założyliśmy sobie, że jeżeli na jakimś etapie programu będziemy zmuszeni grać covery, przebierać się czy stylizować w sposób nieadekwatny z naszym sumieniem to odejdziemy i będziemy nadal robić swoje. Na całe szczęście program pozwolił nam zachować autentyczność, być sobą, grać swoje numery i nie zmieniać się. Wydaje mi się, że to był największy plus tego wydarzenia, że ludzie mogli zobaczyć nas takimi jakimi jesteśmy, a nie jakiś sztuczny produkt. Dzięki programowi zaczęliśmy grać na większych scenach, już wcześniej mieliśmy wydane 2 płyty. Możliwe, że gdybyśmy nie wystąpili w programie, to musielibyśmy jeszcze przez 10 czy 15 lat grać w małych klubach i miejscowościach, żeby osiągnąć to co jest teraz. Program na pewno dał nam dużego kopa. Samą przygodę z programem wspominamy bardzo sympatycznie. Zespół Enej jest kochany przez wielu fanów, a przede wszystkim fanki.

- Domyślam się, że trudno zauważyć w tłumie poszczególne osoby, ale może macie takie, które stale przyjeżdżają na wasze koncerty?

- Zdziwię Cię bo się zauważa. Mamy fanki takie, które na koncercie zespołu Enej w zeszłym miesiącu były po raz 27. Są takie dziewczyny, które przyjeżdżają na poranne próby, później cały dzień są gdzieś w okolicy miejsca koncertu i pilnują sobie tego pierwszego rzędu. Robią z nami tysięczne zdjęcie, biorą tysięczny autograf. Kojarzymy już je z imion i nazwisk, bo jak ktoś od trzech lat przyjeżdża na koncert i zamieniasz z nim te kilka zdań to nie sposób tego po prostu nie zapamiętać. To jest strasznie miłe i sympatyczne, że ktoś za nami jeździ i poświęca swój czas.

- Na koniec powiedz co radziłbyś młodym zespołom, osobom, które zastanawiają czy wziąć udział w takim programie, jak wybić się z tłumu i czy warto o to wszystko walczyć?

- Po pierwsze być sobą i nie zmieniać się, to jest najważniejsze, bo jak nie ma autentyczności w swojej twórczości to nigdy nie da się osiągnąć sukcesu, nawet nie takiego w pojęciu komercyjnym, ale takiego sukcesu rozumianego jako zadowolenie z siebie. Robić swoje i wierzyć w marzenia. My jesteśmy tego bardzo dobrym przykładem. Nie zmieniając się wierzyliśmy mocno w swoje marzenia i udało się osiągnąć to, co mamy teraz.

IS