Pełna wersja

Rocznica bitwy pod Osuchami cd.

2010-07-06 19:13

Wspomnienia udziału w bitwie jednego z braci Kicińskich - Romana Kicińskiego ps. "Orkan". Pan Roman Kiciński dziś mieszka w Łodzi i za swój moralny obowiązek uznaje swoją obecność na uroczystościach i oddanie hołdu kolegom, którzy zginęli pod Osuchami w nierównej bitwie o wolność Ojczyzny.

"Orkan"
"Zostałem wysłany w czteroosobowym patrolu na rozpoznanie. Po
wykonaniu zadania nasz patrol pod dowództwem Zygmunta Książka ps.
"Kniaź" nie mógł już powrócić od macierzystego oddziału, zostaliśmy
odcięci gdyż Niemcy wkroczyli już do lasu. Nasz dowódca nie widząc
innej możliwości wydostania się z okrążenia zaproponował, żeby każdy
próbował ukryć lub wydostać się na własna rękę. Rozprószyliśmy się i 
każdy próbował wydostać się z okrążenia. Ja ukryłem się w mokradłach,
otaczających ten rejon i tam przez 36 godzin siedziałem ukryty w 
wodzie, a właściwie w bagnie. Była to dość skuteczna kryjówka, lecz bardzo
uciążliwa. Niemcy przy pomocy psów tropili partyzantów, a kryjówka w 
wodzie zabezpieczała przed wykryciem przez psy. Gdy wyczołgałem się z 
tego bagna na czworakach byłem kompletnie wyczerpany, a byłem
człowiekiem młodym i wysportowanym. Było mi już zupełnie obojętne co
się ze mną stanie. Na szczęście natknąłem się na jednego z moich
kolegów, dziś już nie pamiętam nazwiska, i przy jego pomocy
wydostałem się z okrążenia. Mój wybawca znał teren, po godzinie marszu
dotarliśmy do jakiegoś gospodarstwa, gdzie nakarmiono nas ziemniakami.
Szczęśliwy bardzo ostrożnie powróciłem do domu, niestety brata nie
zastałem, jak się później okazało nadal ukrywał się w lesie. Do domu
wrócił po kilku dniach. I tak zakończyłem epizod bitwy pod Osuchami".
Pan Roman Kiciński dziś mieszka w Łodzi i za swój moralny obowiązek
uznał swoją obecność na uroczystościach i oddanie hołdu
kolegom którzy zginęli pod Osuchami w nierównej bitwie o wolność
Ojczyzny.
"Przegrana bitwa" W skład zgrupowania AK-BCh wchodziły:
-Kompania Sztabowa Inspektoratu Zamojskiego, dowódca "Wojna"
-Oddział AK Rejonu Biłgoraj, d-ca "Cord"
-Oddział AK Rejonu Józefów, d-ca "Wir"
-Kompania 3 Batalionu 9pp.Leg.AK, d-ca "Topola"
-Pluton z Oddziału "Wara" d-ca "Skrzypik"
-Pluton z Oddziału "Podkowy", d-ca "Korczak"
-Szpital Leśny AK Obwodu Biłgorajskiego, d-ca "Radwan"
-Batalion BCh z Rejonu Hrubieszowskiego d-ca "Rys''
-Oddziały Leśne BCh d-ca "Anton"
-Oddziały Leśne BCh d-cy "Burza"i "Błyskawica".

Niestety nie zachowało się archiwum Inspektoratu Zamojskiego AK, mjr.
"Kalina" nakazał je spalić. Nie wiadomo, dlaczego podjął decyzję o 
pozostaniu w okrążeniu. Być może zdecydowały o tym wytyczne związane z 
akcją "Burza", być może nie chciał pozostawić ludności cywilnej na
tych terenach samej sobie tak jak to miało miejsce rok wcześniej
podczas akcji pacyfikacyjnych "Wherwolf"(Wilkołak), w wyniku których
zginęło wielu ludzi, a kilkadziesiąt tysięcy osób wywieziono do obozów
koncentracyjnych lub na roboty. Istnieje także hipoteza, że "Kalina"
nie miał dobrego rozpoznania wywiadowczego, i nie spodziewał się, że
Niemcy z użyciem ciężkiego sprzętu artyleryjskiego będą penetrować
lasy. W związku z czym zakładał, że uda się partyzantom przetrwać
obławę w bagnistej na tym terenie Puszczy Solskiej. Z pewnością
"Kalina" nie docenił rozmiarów akcji niemieckiej, natomiast przecenił
siły własne. Nie ustrzegł się też kilku błędów taktycznych.
Ustawicznie cofał się przez pięć dni nie podejmując walki. Pierwsze
kontakty ogniowe z nieprzyjacielem rozpoczęły się 21 czerwca, wówczas
gdy Niemcy po przygotowaniu artyleryjskim zaczęli wkraczać do
kompleksu leśnego, tam też doszło do starcia z oddziałem "Corda". 24
czerwca hitlerowcy zamknęli pierścień okrążenia. Jedynym ratunkiem dla
partyzantów była próba przełamania okrążenia. W nocy z 24 na 25
czerwca 1944 roku rozpoczęła się największa w Europie po stronie
aliantów zachodnich bitwa partyzancka z regularną armią niemiecką.
Partyzanci z wielkim impetem uderzyli na pozycje wroga, rozgorzała
nieustępliwa i zacięta walka, często walka wręcz. Niemcy okrążyli
partyzantów potrójnym pierścieniem. Z każdym dniem było coraz więcej
rannych i ciężko chorych. Brakowało żywności, wody pitnej, żołnierze
pili wodę z bagna. Przemieszczanie się taborów utrudniał dodatkowo
rzęsisty deszcz. Wkradł się chaos. Zamknięci w kotle partyzanci
zgodnie z dyspozycjami dowódców ratowali się na własną rękę. 24 czerwca z 
niewiadomych powodów od zgrupowania oddalił się i już nie powrócił
dowódca mjr. "Kalina". Jego miejsce zajęli kolejno Mieczysław Rakoczy
"Miecz", po nim funkcję tę przejął Konrad Bartoszewski "Wir". Po
ciężkiej walce, brawurowej akcji "Wira" i "Corda" linie niemieckie na
krótki czas zostały przełamane, z okrążenia zdołały wyjść niektóre
oddziały, niestety pierścień okrążenia zamknął się ponownie. Ci, którzy
pozostali na bagnach, bronili się desperacko, drogo sprzedając swoje
życie. Niektórzy kryli się w koronach gęstych drzew lub niedostępnych
torfowiskach. Zginęło 400 partyzantów. Ze zgrupowaniem AK-BCh, nie
podjęło również współpracy 500 partyzantów Armii Ludowej
pozostawionych w kotle przez sowieckiego sojusznika ppłk. Nikołaja
Prokopiuka. Przebijając się samodzielnie w okolicy Górecka
Kościelnego-Sigły, w silnym ogniu artylerii, moździerzy, broni
maszynowej oddziały AL zostały rozbite i zdziesiątkowane, a tabory z 
rannymi zniszczone całkowicie. Jedynie nieliczna
kilkudziesięcioosobowa grupa z kompani "Przepiórki" zdołała się
wyrwać z okrążenia w okolicy Górecka Kościelnego i ujść w kierunku
Lublina. Ze względów propagandowych, do 1989 roku wysokości strat
zgrupowania AL w operacjach "Sturmwind " nie ujawniano. Eksponowano
natomiast straty zgrupowania AK-BCh w operacji "Sturmwind II". W 
wyniku obu akcji poległo około 900 partyzantów. Żołnierzy niemieckich
zginęło około 1300. W ramach akcji odwetowej zabito ponad 500 cywilów,
12000 zostało umieszczonych w niemieckich obozach. Ujętych w czasie
akcji 64 partyzantów AK i BCh rozstrzelano w lesie na Rapach koło
Biłgoraja. Mord ten został uznany przez Międzynarodowy Trybunał w 
Norymberdze za zbrodnię na jeńcach wojennych.

Tomasz Książek