Pełna wersja

(Nie)tradycyjne Święta

2014-12-25 10:05

Święta Bożego Narodzenia kojarzą się przede wszystkim z opłatkiem, choinką, czy pasterką. Ale zwyczaje się zmieniają, ewoluują. Teraz świętujemy inaczej niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. O zwyczajach bożonarodzeniowych rozmawiamy z dyrektor Muzeum Ziemi Biłgorajskiej Dorotą Skakuj.

- Jakie tradycje bożonarodzeniowe niegdyś kultywowali mieszkańcy powiatu biłgorajskiego, o których dziś już nie pamiętamy? Czy z okresem świątecznym wiązały się jakieś przesądy?

Pamiętajmy, że te zwyczaje, które znamy, nie zawsze są takie same nawet u naszych najbliższych sąsiadów. Łatwo to sprawdzić pytając choćby w zakładzie pracy, co u kogo w domu je się podczas kolacji wigilijnej. Różnice mogą być spore. Z drugiej strony, obecnie święta są już tak bardzo zunifikowane, do tego stopnia, że nie jest ważne, w którym zakątku Polski się je spędza, to i tak np. kolacja wigilijna może być podobna. Wielki wpływ na to ma niewątpliwie telewizja i wszystkie inne media, ale także migracje ludności wewnątrz kraju oraz przyjmowanie zwyczajów nawet z innych państw. Nawet przepisy kulinarne na wigilijne potrawy bywają ujednolicone, co spowodowane jest tym, że nierzadko korzystamy z przepisów z książek i prasy czy Internetu.

Do początków XX wieku powszechnie używano na określenie Świąt Bożego Narodzenia nazwy Gody. Obejmowała ona dni od Wigilii do Trzech Króli (6.I). Z tymi tzw. godnimi świętami wiąże się olbrzymia ilość zwyczajów, ale i przesądów, których przestrzeganie miało zapewnić powodzenie w następnym roku. Bardzo ważnym dniem była Wigilia, która niejako miała wyznaczać cały tok nowego roku. Panowało bowiem powszechne przekonanie, że jaka Wigilia, taki cały rok. W ten dzień nie wolno więc było się kłócić, bić, a nawet długo spać. Dzień należało spędzić pracowicie (chociaż po kolacji nie wolno już było wykonywać żadnych ciężkich prac). Nie wolno było nic pożyczać (aby z domu nic nie ubywało), ale również źle było mieć długi.

Ważne było, aby do domu przyszedł pierwszy mężczyzna (najlepiej młody i zdrowy), bo to zapewniało pomyślność w całym nowym roku. Odwrotnie kobieta - ta mogła przynieść pecha. Jeśli nie spodziewano się nikogo, wróżono wyglądając przez okno, kogo pierwszego się zobaczy, kobietę czy mężczyznę. W Wigilię wróżono też z pogody (Wigilia jasna, stodoła ciasna).

Z kolei dzień Bożego Narodzenia to dzień leniuchowania i próżnowania. Wykonywano tylko naprawdę niezbędne czynności. Był to dzień, który spędzano w domu, nigdzie nie chodząc w gości. W odwiedziny chodzono dopiero w drugi dzień świąt, na św. Szczepana. Kiedyś w kościołach był nawet zwyczaj związany z obchodzoną w tym dniu pamiątką ukamienowania świętego, święcenia owsa, którym potem obsypywano księdza i siebie nawzajem jeszcze w kościele.

Wierzono, że dni następujące po Wigilii aż do Trzech Króli są odzwierciedleniem kolejnych miesięcy w kwestii pogody. I tak: jaka pogoda była na Boże Narodzenie taka będzie w styczniu, jaka na św. Szczepana taka będzie w lutym i tak dalej. Warto dodać, że w tych dniach przychodząc do jakiegoś domu mówiono: "daj Boże na szczęście, na zdrowie z Bożym Narodzeniem", czy w zależności od święta zmieniając końcówkę np. z kolędą, ze św. Szczepanem, z Nowym Rokiem.

- Jakie zwyczaje wiązały się z kolacją wigilijną, a co było najistotniejsze podczas Bożego Narodzenia?

Przejawem odmienności tych świąt jest przede wszystkim wieczerza wigilijna powszechnie zwana pośnikiem (postnikiem), rodzaj postnej uczty. Kolację rozpoczynano wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki na niebie. Wieczerzę poprzedzała wspólna modlitwa i dzielenie się opłatkiem oraz wzajemnie składanie sobie życzeń. Składało się na nią od 3 do 12 potraw, takich jak śledzie, groch, kasza, ryby, kompot z suszu, kapusta z grochem, barszcz z uszkami czy kutia. W pośniku brali udział wszyscy domownicy. Później śpiewano kolędy i obdarowywano się prezentami. Wcześniej starano się pięknie przystroić mieszkanie. Zawieszano gałęzie np. sosny lub jodły, ustawiano snop zboża, zwany królem, pod obrus kładziono siano, czasami oprócz tego rozścielano na podłodze słomę, na której potem siedziano śpiewając kolędy, lub nawet w ten dzień spano na niej. Choinki pojawiły się w Polsce niewiele ponad sto lat temu, na wsiach jeszcze później.

- Obecnie nie wyobrażamy sobie świąt bez kolorowo przystrojonej choinki, ale już wiemy, że jest to dość "młody" zwyczaj.

Same choinki przywędrowały do Polski z Niemiec niewiele ponad sto lat temu. Choinka wyparła dawny zwyczaj wieszania pod sufitem tzw. podłaźniczki, wiechy, a więc gałęzi sosnowej lub jodłowej. Podłaźniczkę, a później choinkę w mieszkaniu przystrajano m.in. ciastkami własnego wyrobu, orzechami i jabłkami. Gałęziami przystrajano także drzwi wejściowe, czasem także wieszano je u pułapu w oborze. Dzisiaj gdzieniegdzie wiesza się kawałek jemioły.

- Zwyczaj kolędowania w drugi dzień świąt miał inną oprawę niż współcześnie, jak to wyglądało?

Ze świętami Bożego Narodzenia związany jest zwyczaj śpiewania kolęd i pastorałek. W tym czasie chodzili po domach kolędnicy z życzeniami i kolędami zasadniczo od Św. Szczepana do święta Trzech Króli. Zwani byli gdzieniegdzie połaźnikami, herodami, szczodrakami czy dunajnikami (okolice Łukowej) - ci ostatni śpiewali pannom pieśni głównie związane z życzeniami zamążpójścia. Kolędnicy chodzili poprzebierani lub tylko z pięknie przystrojoną gwiazdą. Za swoje życzenia i śpiewane kolędy dostawali najczęściej drobny poczęstunek lub pieniądze. Niestety, kolędowanie zmieniło już swoją formę. Właściwie kolędują już tylko dzieci, które nawet rzadko przebierają się w specjalne stroje postaci kojarzonych z kolędnikami - Żyda, dziada, niedźwiedzia, kozy, konia, itp. Kolędowanie to obrzędowe składanie życzeń. Kolęda natomiast to nie tylko bożonarodzeniowa pieśń religijna związana z opisem wydarzeń dotyczących narodzenia Pana Jezusa, ale dawniej to po prostu pieśń związana z życzeniami, śpiewana na przełomie starego i nowego roku, skierowana np. do gospodarzy, panny czy kawalera. Kolęda to także datek, najczęściej w postaci pieniędzy lub czegoś do zjedzenia, poczęstunku, np. bułki. Kolęda to również określenie drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia, upamiętniającego postać św. Szczepana. Przychodzono wieczorami, rano chodzili tylko mali chłopcy, tzw. szczodraki (szczodraki to także nazwa specjalnie wypiekanego drobnego pieczywa). Ci chodzili głównie w drugi dzień świąt lub na Nowy Rok. Wchodząc, po przywitaniu się, zaczynali życzenia od chociażby takich słów: "Jestem sobie szczodraczek, wlazłem sobie na krzaczek..." W dalszej części składali życzenia i prosili o kolędę. Niekiedy kolędnicy chodzili z gwiazdą lub z szopką. W niektórych wsiach chodzono także z jakimś żywym zwierzęciem np. z koniem, z byczkiem, z owcą lub z baranem. Kolędnicy podchodzili pod dom i pytali się gospodarza np. czy mogą dom rozweselić, dopiero wtedy zaczynali śpiewać bądź dawać przedstawienie. Za to otrzymywano różnego rodzaju datki, najczęściej poczęstunek lub pieniądze. Za otrzymaną kolędę dziękowano np. takimi słowami "za kolędę dziękujemy, zdrowia, szczęścia wam życzymy, na ten nowy rok". Gorzej, jeśli kolędnicy wychodzili niezadowoleni z otrzymanej kolędy, gdyż wtedy gospodarze mogli usłyszeć w ramach podziękowań np. "aby wam się nie urodziło ani żyto, ani pszenica, tylko na piecu dzieci kopica!"

- Wróćmy jeszcze do potraw, które znajdują się na większości świątecznych stołów. Karp zagościł na nich zaledwie kilkadziesiąt lat temu? Jak wcześniej wyglądało świąteczne menu, czego nie mogło zabraknąć?

Samą kolację spożywano na stole zaścielonym białym obrusem, ale nierzadko w okolicznych wsiach jadano ją na dzieży do chleba przykrytej sianem i zaścielonej obrusem (miało to zapewnić obfitość chleba). Wieczerzę rozpoczynano wraz z pierwszą gwiazdką. Wcześniej jednak należało pościć przez cały dzień. Post, choć nie tak ścisły, obowiązywał zresztą przez cały Adwent. To, ile przygotowano potraw na pośnik zależało od zamożności domu. Liczba była zróżnicowana: od trzech do dwunastu, chociaż niektórzy przestrzegali, by ilość potraw była nieparzysta. Odwrotnie - gdzieniegdzie uważano, że powinna być parzysta liczba osób siedzących przy stole. Czasami zostawiano miejsce dla niespodziewanego gościa, chociaż nie wliczano tego miejsca w rachubę. Niektórzy uważali, że nieparzysta liczba wieczerzających mogła spowodować, że w następnym roku ktoś z biesiadników mógł umrzeć. Pośnik rozpoczynano od wspólnej modlitwy. Następnie dzielono się opłatkiem i składano sobie życzenia. Czasami, już po przełamaniu się opłatkiem, pozostałą część opłatka smarowano miodem i jedzono wraz z ząbkiem czosnku, co miało zapewnić zdrowie. Potrawy przygotowywano na oleju, np. lnianym czy konopnym. Wśród potraw była z reguły kutia - tłuczona pszenica z miodem, makiem i bakaliami. Często była również kapusta z grochem (mogła być jako danie "na gęsto", bądź jako kapuśniak na oleju), śledzie, racuchy z miodem, kompot z suszu, kasza gryczana, groch, barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, kisiel owsiany itd. Na koniec jabłka i orzechy. Dzisiaj wśród potraw wigilijnych bardzo często jest karp, wśród przesądów z nim związanych warto wspomnieć, że trzeba odłożyć sobie ze swojego kawałka ość lub poprosić wcześniej o odłożenie łuski, a później nosić ją w portfelu, gdyż to miało zapewnić, że nie będzie nam brakować pieniędzy. Pieniądze, i to najlepiej ofiarowane nam przez kogoś, także warto mieć przy sobie podczas pośniku, bo uważano, że i potem będą się nas trzymały.

Warto dodać, że po okolicznych wsiach jeszcze niedawno wieczerzę wigilijną jedzono z jednej miski, najczęściej glinianej, którą stawiano na opłatku. Jeśli opłatek przykleił się do którejś potrawy miało to gwarantować jej urodzaj w przyszłym roku. Każdej potrawy należało przynajmniej skosztować, aby nie zabrakło tego w roku następnym. Jeść należało dużo, żeby w kolejnym roku nie odczuwać głodu. Nie wolno było wstawać wcześniej od stołu, gdyż to powodowało, że można było nie doczekać następnej Wigilii, nawet starano się nie odkładać łyżki, żeby nie zabrakło jedzenia. Opłatek i resztki z wigilijnego stołu były przeznaczone także dla bydła (dla koni i innych zwierząt gospodarskich nie, bo ich nie było przy żłóbku betlejemskim). Według kolejnego z przesądów o północy zwierzęta miały mówić ludzkim głosem, jednakże nie należało ich podsłuchiwać.

W tym dniu wróżono m.in. na urodzaj, długość życia, ślub i zdrowie. Po pośniku młodzież wróżyła sobie np. z wyciągniętego źdźbła siana spod obrusa: kto wyciągnął zielone źdźbło - ten miał zapewniony ożenek, kto żółte - ten musiał jeszcze poczekać, natomiast temu, który wyciągnął suche i poczerniałe temu groziło starokawalerstwo lub staropanieństwo. Po wieczerzy wróżono też na urodzaj rzucając kutią do sufitu, patrząc ile ziarenek przyczepi się do powały - jeśli dużo, miało to gwarantować urodzaj.

Tych zwyczajów było znacznie więcej. Pamiętajmy jednak, że i my sami tworzymy tradycję, kultywowaną w naszych rodzinach. Jakie by nie były te zwyczaje, ważne jest by święta spędzać w gronie najbliższych w spokoju i radości.

- Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję i życzę Wesołych Świąt.

red.