Pełna wersja

Własne śledztwo wstrząśniętego mieszkańca - Sprawa Sławomira J.

2010-07-13 14:54

Do naszej redakcji dotarł list czytelnika poruszonego sprawą Sławomira J. Rodzice naszego czytelnika mieszkają w pobliskiej miejscowości Wola Obszańska. Rodzina J. Jest mu znana na tyle, że teraz nie ma złudzeń do czego są zdolni. Stanowią zagrożenie dla całej okolicy.

Okazuje się, że mamy do czynienia nie tylko z kombinatorem i kryminalistą, ale także bardzo prawdopodobnym zabójcą. Jeśli znów ujdzie mu płazem, będzie dalej czuł się bezkarny. A policja pokazała, że nie jest w stanie sprawnie działać. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, w mediach ogólnopolskich, jak i regionalnych czy lokalnych można było przeczytać o makabrycznym planie, który połączył ojca, syna i wnuka. Mieli wykopać zwłoki i upozorować zabójstwo Sławomira tak, aby jego ojciec otrzymał spore odszkodowania. W tym artykule chce przeanalizować także inne ważne fakty, dotyczące głównego bohatera, które mają jakiś związek przyczynowo - skutkowy z całym wydarzeniem.

Recydywa systemowa

Sławomir J. (24.) poszedł do więzienia w lecie 2009 roku i miał odsiedzieć trzy i pół roku za dotychczasowe "osiągnięcia". Wedle naszych nieoficjalnych informacji, wezwanie do więzienia miał już rok wcześniej, ale skutecznie potrafił się wymigać za pomocą zwolnień lekarskich. Jednak w końcu miarka się przebrała i musiał odsiedzieć swoje. Co ciekawe, rozmawiając z jego nowymi sąsiadami w miejscowości Witki (woj. podkarpackie) dowiedzieliśmy się, iż potrafił się odgrażać mówiąc, że jak załatwi sobie "żółte papiery" to nie będzie się nikogo bał i zniszczy każdego.

W trakcie naszego śledztwa dowiedzieliśmy się, że jest wysoce prawdopodobne, że przed pójściem do więzienia zaczął już czynić kroki w tym kierunku. Na szczęście nie zdążył. Wydawałoby się, że wyrok ponad trzy lata jest na tyle duży, że taka osoba prędzej niż po ok. dwóch latach nie wyjdzie na wolność. Może normalna osoba, ale Sławomir J. do takich nie należy. To "zawodowy" kryminalista, który zamiast wyciągnąć wnioski ze swoich "błędów młodości" coraz to bardziej pogłębiał swoje doświadczenie w tym fachu. Dlatego nie było dla niego specjalnym problemem wyjść na wolność raptem po dwóch miesiącach. Najprawdopodobniej oliwy do ognia dodał fakt, iż żona (Iza J., lat 22) postanowiła odejść z dzieckiem i zostawić kryminalistę, ponieważ najprawdopodobniej uznała, że nie czeka ją z nim szczęśliwa przyszłość i pewnie przestała wierzyć w możliwą zmianę swojego męża.

Plan jak z filmu

Sławomir J. nie zamierzał wracać do więzienia, wpadł na swój plan, w którego realizacji pomogli mu ojciec Jan J. i siostrzeniec Dawid F. Zamiast stawić się do więzienia w kwietniu ukrywał się i usilnie pracował nad swoim planem. Z wydania polsatowskiej "Interwencji" wiemy, że polisy ubezpieczeniowe zostały zawarte już w miesiącu luty 2010 roku. Na początku mówiono o kwocie dwustu tysięcy złotych, jednak w programie była już mowa o milionie złotych!

W okolicy (gmina Tarnogród) rodzina J. jest znana z krętactwa i oszustwa. Ojciec Jan prowadząc skup owoców często oszukiwał i nie wypłacał całości należnych pieniędzy za owoce. Także pracownicy sezonowi z Ukrainy skarżyli się do ludzi, że nie dostaną więcej jak połowy obiecanych pieniędzy. Nie jest tajemnicą także, że Jan J. jest znany z powiedzenia "Ja nie martwię się jak oddać (pieniądze), tylko jak pożyczyć ", ponieważ powszechnie wiadomo, iż ma wiele kredytów do spłacenia. Dlatego tak chętnie pomógł synowi (zamiast doprowadzić go do porządku).

To pokazuje konsekwencję i determinację w realizacji planu. Wedle zeznań Dawida F. (na podstawie oficjalnej strony policji lubelskiej i podkarpackiej) wiemy, że pierwsza wersja planu zakładała znalezienie kogoś podobnego i zabicie w samochodzie za pomocą siekiery. Z pewnością nie mamy do czynienia z żadnym psychopatą. Bliżej mu do socjopaty, który bez sumienia i żadnego współczucia dla innych jest gotów do wszystkiego. To jest dość ważny moment, ponieważ kryminalista był gotów zabić.

Rozwój rzemiosła?

Istnieją podejrzenia ze strony policji, że Sławomir J. mógł w jakiś sposób przyczynić się do samobójczej śmierci 42 - latka z miejscowości Łukowa. W świetle zeznań widać ogromną determinację do wszystkiego. Dla okolicznych mieszkańców sprawa wydaje się bardziej oczywista: prawie każdy łączy śmierć śp. Mariana Komosy (właściciela stacji paliw w rodzinnej miejscowości Sławomira J. - Różaniec Pierwszy) z tym sprawcą. Podobna metoda działania: spalone zwłoki. Także w szybkim tempie rozpowszechniono wersję o zemście mafii, którą m. in. rodzina kryminalisty rozpowszechniała…

Także wedle naszych nieoficjalnych informacji wiemy, że policja łączy włamanie do wspomnianej stacji paliw (22. lub 23. czerwca br.) ze Sławomirem J. Co ciekawe nie widać wielu śladów włamania, tak jakby sprawca miał klucze? Wedle raportu policji, ze wraku samochodu właściciela stacji nie znaleziono kluczy. Czy klucze mogły się stopić? A może sprawca wziął sobie je na pamiątkę, bo mogą się przydać? Niewątpliwie policja powinna połączyć te dwa wątki i wznowić śledztwo. Wydaje się wysoce prawdopodobne, że po upozorowanym samobójstwie sprawcy nabrali pewności siebie, że są bezkarni i nie muszą się bać policji, bo ona nic nie znajdzie.

Od dziurawego systemu do poczucia bezkarności

Bezkarność Sławomira J. nie wynika z jego nadprzeciętnej inteligencji czy umiejętnościach prawniczych. To taki "potworek" stworzony przez nieudolny system sprawiedliwości. A on świetnie umiał się w nim poruszać, dzięki czemu przez długi czas nie musiał obawiać się więzienia. Z pewnością nie było by to możliwe, gdyby nie "pomocni" lekarze, dający zaświadczenia. Celem prokuratury powinno być zbadanie, które z wystawionych wcześniej zaświadczeń były zasadne, a które tylko zwykłymi łapówkami, dającymi przestępcy wolność i poczucie bycia ponad prawem.

Następnie należy zbadać, czy ten bezwzględny kryminalista faktycznie nie rozpoczął starań o uznanie za osobę chorą psychicznie i niepoczytalną. To stanowiłoby jedynie o jego braku sumienia i poczucia winy oraz o celowym działaniu, mającym na celu ochronę i brak odpowiedzialności w razie wpadki. Ciekawa jest także faktyczna kwota ubezpieczenia, może się jeszcze ubezpieczył w innych towarzystwach ubezpieczeniowych i kwota wynosi więcej niż tylko milion?

Wreszcie najważniejsza kwestia: możliwość zabójstwa. W świetle przedstawionych przez nas faktów wydaje się wysoce prawdopodobne, iż choć do jednej z tych zbrodni, zakwalifikowanych, jako samobójstwa, mógł się przyczynić Sławomir J. i jego zausznicy. Jeśli chodzi o sprawę wspomnianego właściciela stacji paliw, należy dodać, iż śledztwo zamknięto dość szybko. Co ciekawe w linii prostej na mapie, widać bliskość pomiędzy miejscem "samobójstwa" a gospodarstwem rolnym w miejscowości Witki. Czy jest to tylko zwykły przypadek, a może wyjaśnienie, dlaczego nie znaleziono wielu śladów?

Jeśli chodzi o samobójcę z Łukowej, którego zwłoki zostały sprofanowane, sprawcy nie mają wielu obaw, wszak za profanację zwłok grozi TYLKO do dwóch lat więzienia. Jeśli tylko ta kwestia będzie przedmiotem postępowania sądowego, to ojciec i współsprawca jednocześnie, może wyjść od razu na wolność! Z kolei jego pomysłowy syn dostanie dodatkowego bonusa o dwa lata do obecnych wyroków, a znając jego przebiegłość wyjdzie nie później niż za dwa lata…

Apel

Dlatego w imieniu wszystkich osób poruszonych tą sprawą, zwracam się do przedstawicieli naszego wymiaru sprawiedliwości, aby nie popełnili błędów przeszłości lekceważąc pomysłowość i determinację kryminalisty i tym razem zajęli się tak sprawą jak należy, aby w końcu dopadła go sprawiedliwość.

Marek Marecki

red.