W Biłgoraju powstanie POLOMarket. Zatrudni ok. 30 osób

Przy okazji budowy polomarketu wycięto piękne, duże brzozy, które od zawsze były w krajobrazie Biłgoraja. Okazało się, ze wycięcie 200 drzew podczas przebudowy ulicy Kościuszki to nie koniec niszczenia zieleni w mieście.Władze zachowują się pod tym względem bardzo kreatywnie.W miejscu gdzie powinien powstać skwer powstanie jakiś nędzny supermarket.Skoro burmistrz i radni tak nie lubią zieleni, to niech zabetonują swoje ogródki i zrobią z nich parkingi.
Nie znajduję słów oburzenia na to co robią ci mordercy drzew.
Przyjemnie było kiedyś iść ulicą Kościuszki w cieniu dużych drzew. Teraz w czasie upałów idzie się jak po pustyni.W miejsce uroczego zakątka z brzozami powstanie jakieś gmaszysko. Jak można było się zgodzić na taką dewastację środowiska. Jedna wycięta brzoza była więcej warta niż dziesięć supermaketów. Niestety w Biłgoraju nie ma ekologów. Niszczy się to co najcenniejsze. Zastanawiam się, które drzewa będą następne.Ze smutkiem muszę stwierdzić, że już nie lubię mojego miasta.

Duże sklepy działają według efektu skali. Jeden sklep wygeneruje 2000 zł zysku dla sieci, ale 1000 sklepów? Z tego powodu mogą pracować na marżach tak niskich, jakich nie wytrzyma żaden inny samodzielny przedsiębiorca. W ostatecznym rozrachunku nawet jeśli kilka sklepów z całej sieci przynosi straty, to i tak sieć jest wygrana, bo liczy się obrót - dzięki obrotowi mogą kupować najtaniej prosto od producentów (lub od producentów poprzez dystrybutorów).
Niestety żadna mniejsza firma nie ma szans z sieciówką, nawet jeżeli zrzeszy się kilku czy kilkudziesięciu sklepikarzy. A co za tym idzie, kupują tanio -> niska marża -> niższe ceny -> dużo klientów. Przykład z ostatnich dni z jakiegoś marketu obok mnie - puszka Carlsberga 1,88 zł brutto (w jakimś 8-paku czy coś), podczas gdy ja kupując to piwo do sklepu płacę w hurtowni około 2,85 zł brutto (różnica prawie 1 zł!!!). Nawet gdybym wziął 10 palet, to cena nie spadnie poniżej progu 2 zł.
Dobrze obrazuje to przykład Amazona - firma miała 16 miliardów dolarów obrotu a zarobili zaledwie 82 miliony dolarów - 0,5%.
Sklepikarz zaś nie obniży cen, bo nawet gdyby sprzedawał w cenach zakupu to:
1) i tak będzie sprzedawał drożej niż super- i hiper-markety
2) wolumen klientów nie wzrośnie na tyle, żeby zrekompensować obniżkę cen i wygenerować pożądany zysk
3) wielkość placówki handlowej nie pozwoli na obsłużenie większej niż określona liczby klientów.
Duże sieci potrafią nałożyć na dany popularny towar narzut rzędu 3 gr/szt. (1%). Ich działania prowadzą w prostej linii do bankructw mniejszych sklepów. Dlaczego to jest złe? Wcale nie dlatego, że sieci nagle podniosą ceny kiedy nie będą miały konkurencji w postaci drobnego handlu (bo to bzdura, ceny mogą wzrosnąć nieznacznie). Otóż bankructwo małego sklepu oznacza, że:
1) właściciel nie zarabia -> nie ma pieniędzy do wydania
2) pracownicy zostają zwolnieni -> nie zarabiają -> nie mają pieniędzy do wydania
3) hurtowniom i dystrybutorom spadają obroty -> być może ktoś zostanie zwolniony -> j/w
4) mniejsze lub zerowe wpływy z podatków i danin publicznych
W konsekwencji patrząc w szerszym spektrum, bankructwo drobnego handlu oznacza problemy dla całej lokalnej gospodarki. Jeżeli właścicielowi zostawało ze swojego sklepu 4 tysiące miesięcznie i zatrudniał 3 osoby płacąc im po 1,5 tys. miesięcznie, to nagle w skali rocznej na rynku lokalnym jest o ponad 100 tysięcy złotych MNIEJ, czyli powiedzmy miesięczny obrót jednego takiego małego sklepu. Do tego dochodzi brak wpływów do ZUS oraz z podatku od nieruchomości, podatku dochodowego, podatku VAT, podatku akcyzowego (alkohol, papierosy) - czyli czyste STRATY.
Co zaś robi nasz kochany rząd? Dokręca śrubę przedsiębiorcom! Wszelkie zachwiania na rynku dotykają tylko małe firmy, bo firmie, która ma 100 oddziałów w Polsce i obroty rzędu 50 mln miesięcznie niewiele jest w stanie zaszkodzić, natomiast w małych firmach każdą złotówkę ogląda się dwa razy zanim się ją wyda.
z neta